Felieton

W obronie doktora Włodzimierza Bodnara

dn. 13.05.2021 godz.20:26

poradnia przemyśl.jpg

ukazał się artykuł w Tok FM autorstwa Michała Janczura pod tytułem: "Doktor Bodnar od amantadyny. Odsłaniamy kulisy "cudownej terapii" na COVID-19". Chciałbym tę publikację skomentować.

Zanim odniosę się do artykułu warto napisać jak wyglądał przebieg COVID-19 u jednej osoby z mojej rodziny. Osoba ta w trzecim dniu objawów chorobowych, a w ósmym od domniemanego zarażenia, zastosowała lek viregyt-k. Posiadała już wcześniej ten lek, przygotowany na taką ewentualność. Poważna infekcja płucna rozwinęła się bardzo szybko. Już w około 3 dniu objawów, osoba poczuła duszności. Pojawiła się temperatura a saturacja wahała się między 88 a 93 jednostek. W tym czasie był zażywany vitegyt-k. Nie było innych skutków działania wirusa. W związku z dusznościami osoba korzystała z aparatu tlenowego, pomimo swojego złego stanu zdrowia nie chciała pojechać do szpitala. Doktor Bodnar przyjął ją pomimo, że wszystkie miejsca tego dnia były zajęte. Przybyła z poważnymi dusznościami, nie odzywała się, nie mogła wejść po schodach, nie miała sił, mało jadła od kilku dni.

Był to stan, który wynikał nie tylko z choroby ale także z postawy innych lekarzy. Wcześniej pomimo wykonania kilku telefonów z prośbą o przyjęcie i osłuchanie, odmówiono. Porady udzielano telefonicznie. Osoba we własnym zakresie wykonała tomografię komputerową. Z TK także był problem bo sugerowano termin znacznie późniejszy, gdy tymczasem chory potrzebował natychmiastowej interwencji. Po prośbie jednak zgodzono się na następny dzień. Opis wyników tomografii, otrzymaliśmy po 4 dniach, gdy już go tak bardzo nie potrzebowaliśmy. W międzyczasie lekarz przypisał nieskuteczny, słaby, doustny antybiotyk. Nie dało się uzyskać zlecenia podania antybiotyku dożylnego, dodatkowo nie można było znaleźć pielęgniarki, która mogłaby wykonać ewentualnie zastrzyki. Ogólnie osoba mogła umrzeć na zapalenie płuc, które przecież można wyleczyć.

Inaczej wyglądała procedura leczenia w Przemyślu. Doktor Bodnar od razu dokonał diagnozy, osłuchał osobę, pokazał które miejsca zostały zaatakowane, oszacował wielość zajętych obustronnie płuc, co potem było potwierdzone opisem tomografii; zlecił odpowiednie, dożylne antybiotyki. Pierwsza dawka została od razu podana przez tamtejszą pielęgniarkę. Osobie tej groziła także zakrzepica płuc, co doktor wychwycił i podał domięśniowy lek antyzakrzepowy. Warto zaznaczyć, że z tomografii komputerowej wynikała także i ta diagnoza, czego dowiedzieliśmy się po kilku dniach. Po kilkudziesięciu minutach od podania pierwszej dawki zastrzyków, jeszcze w Przemyślu, osoba chora poczuła się lepiej. Zaczęła mówić, chciała coś zjeść. Stan ten się utrzymywał i polepszał z godziny na godzinę. Następnego dnia spadła gorączka, saturacja odzyskiwała właściwe parametry. Po kilku dniach podawania zastrzyków osoba była już zdrowa.

Leczenie viregytem-k a następnie lekami zleconymi przez dra Bodnara okazało się skuteczne. Oczywiście trudno jest określić jakby osoba przechodziła chorobę gdyby nie zażywała leku opartego na amantadynie. Viregyt-k moim zdaniem musiał najprawdopodobniej zlikwidować wcześniej wirusa aby potem leczenie antybiotykiem okazało się skuteczne. Pamiętajmy też, że lek zażyty był w trzecim dniu objawów, co może przełożyć się na jego skuteczność. COVID bardzo szybko wywołuje zabójczą infekcję płucną. Nie wiem czy osoba ta w ogóle by żyła gdyby nie doktor Włodzimierz Bodnar, dlatego jestem wraz z wieloma innymi osobami z naszej rodziny bardzo wdzięczny odwadze i postawie tego lekarza.

Sprawdźmy podstawowe twierdzenie zawarte w artykule Tok Fm:

Autor artykułu Michał Janczur: "Doktor Włodzimierz Bodnar twierdzi, że potrafi wyleczyć COVID-19 tanim lekiem. Ale większość pacjentów, którym wypisał receptę, nie miała nawet testów na obecność koronawirusa.";  "(...) suma wystawionych przez niego recept jest daleka od trzech tysięcy."

Panie Michale: apteki są oblegane przez ludzi, którzy kupują viregyt-k. Część osób nie potrzebują recepty od dra Bodnara bo nabyli lek już wcześniej. Ponadto opakowanie starcza dla dwóch osób (bo zawiera 50 tabletek). Doktor przypisuje też inne leki działające w oparciu o amantadynę. Nie ma więc tutaj żadnego powodu do doszukiwania się nielogiczności wypowiedzi lekarza z Przemyśla.

Michał Janczur: "W ostatnich tygodniach doktor Bodnar twierdził, że przeleczył amantadyną już trzy tysiące chorych z COVID-19 i wyniki są rewelacyjne. Postanowiłem więc sprawdzić, jak wygląda ta "cudowna terapia".

Panie Michale: myli się Pan, Pan tak naprawdę nie sprawdził jak wygląda "cudowna terapia". Z treści artykułu nie wynika aby Pan przeprowadzał wywiady z leczonymi przez dra Bodnara osobami. Fakt ten w zasadzie zamyka dyskusję na temat rzetelności Pana wypowiedzi. Musiałby Pan rozmawiać z wieloma osobami aby wyrobić sobie jakąś opinię.

 Michał Janczur: "Zapytałem w resorcie zdrowia, czy można zestawić dane dotyczące wystawionych recept z informacjami o wykonanym teście na COVID-19. Okazuje się, że to możliwe. A zatem spośród 1518 osób, które wyszły z gabinetu Włodzimierza Bodnara z receptą na amantadynę, tylko 806 miało kiedykolwiek test na COVID-19, a tylko w przypadku 608 z nich test dał wynik pozytywny."

 

Uważa Pan, że tylko 806 osób miało test na wirusa z czego 608 miało wynik pozytywny. Sugeruje Pan tym samy, że doktor Bodnar mógł nie leczyć osób chorych na COVID-19? Jeżeli chodzi o test na covid-19 to podejrzewam, że nie wszystkie wykonywane przez ludzi testy są zarejestrowane w ministerstwie. Ponadto pacjenci wiedzą z czym przyjeżdżają do dra Bodnara; są swej choroby świadomi bo mieli kontakt z osobami chorymi na COVID lub też wykazują typowe dla tej choroby objawy. Nie wszedł więc Pan w posiadanie wiedzy na temat stanu chorobowego osób leczonych przez dra Bodnara.

Ponadto z tego, że 608 osób miało wynik pozytywny na 806, które ten test wykonało nie wynika, że te 608 osób chorowało na koronawirusa, a pozostali nie. Znacznie więcej osób mogło mieć tę chorobę, tylko test tego nie wykazał. Znam taką osobę, która wykonała test i wynik uzyskała negatywny. Uspokojona tą informacją wykonywała prace zawodowe. Po kilku dniach zmorzona chorobą przeprowadziła kolejny test, który dał wynik pozytywny. Problem polega na tym, że w okresie między jednym a drugim badaniem mogła już podjąć się leczenia np. viregytem-k; mogła też się izolować. Przebieg choroby jest szybki. Wymaga natychmiastowej reakcji. Ludzie gdy odczuwają mocno duszności nie mogą czekać na przeprowadzenie oficjalnych testów. Chorzy chcą przeżyć i kierują się interesem własnego życia. Gdyby doktor Bodnar skierował bliską mi osobę na oficjalny test, to osoba ta mogłaby nie dożyć końca tej procedury. Niedawno jedna z pań została umieszczona w baraku przyszpitalnym i czekała na wynik testu kilka dni. Do tego czasu nie podejmowano żadnych czynności leczniczych, które potrzebowała. Nie ma więc 100% pewności, że nawet gdy posiada się COVID test to wykaże. Gdyby wyszedł negatywny to osoba ta mogłaby umrzeć na covid nieleczona. Dlatego dobry lekarz podejmuje natychmiast decyzję o leczeniu gdy pacjent ma typowe objawy nawet gdy nie przeprowadzono testu.

 Michał Janczur: "17 osób, którym doktor przepisał amantadynę i które zrealizowały recepty, zmarło. Przypadki są różne. Niektórzy pacjenci otrzymywali receptę na długo przed chorobą, inni realizowali ją w dniu zgonu."

Panie M. Janczur: Czy Pan sobie zdaje sprawę jak to jest poważna insynuacja? Jeżeli ktoś zrealizował receptę w dniu zgonu to nawet nie zdołałby tego leku skutecznie zażyć. Naprawdę niewarto powoływać się na takie przypadki. Amantadyna to nie jest "cudowny lek". Media najpierw okrzyknęły go "cudownym lekiem" a potem ten mit same obalały. To lek jak każdy inny. Trzeba go umiejętnie stosować aby był skuteczny.  Przywoływanie przykładu pacjenta, który zrealizował receptę w dniu swojej śmierci to naprawdę niegodziwe podejście zarówno do tego pacjenta jak i do dra Bodnara. Stan chorobowy pacjenta był już zbyt zaawansowany aby podważać skuteczność leczenia amantadyną. Ponadto z faktu, że ktoś posiadał np. lek viregyt-k nie wynika, że go zażył; nie wynika też, że go zastosował w odpowiednim momencie i zalecanej dawce. Znam takie osoby, które posiadają ten lek, ale nie są pewne czy go zażyją w momencie choroby. W społeczeństwie jest duża doza ostrożności co do skuteczności amantadyny, spowodowana atakami medialnymi przeprowadzanymi na dra Bodnara.

 Michał Janczur: "Niektórzy pacjenci otrzymywali receptę na długo przed chorobą, inni realizowali ją w dniu zgonu. Dla przykładu:

Pacjent rocznik 1928:

- 19.06.2020: realizacja recepty amantadyna (wystawiona 19.06.2020)
- 03.10.2020: wynik negatywny (zlecony 30.09.2020)
- 12.10.2020: realizacja recepty amantadyna (wystawiona 09.10.2020)
- 05.11.2020: wynik pozytywny (zlecony 05.11.2020)
- 12.11.2020: zgon"

 Powołał się Pan na dane, do których nie powinien mieć Pan w mojej ocenie nigdy dostępu. Na marginesie Pana wywodów pojawił się dużo poważniejszy problem ochrony naszych praw do prywatności i tajemnicy lekarskiej. Nawet biorąc pod uwagę dane, na które się Pan powołał to są one nieprzekonujące. One nic nie mówią o skuteczności amantadyny. Nie wiadomo czy pacjent w ogóle zażył lek, albo na jakim etapie to uczynił, nie wiadomo jaki był przebieg choroby; rocznik 1928 to osoba także już prawie 100 letnia. Poza tym lek mógł być skuteczny na COVID ale osoba nie została wyleczona z powikłań np. ze stanu zapalnego płuc. Jak to są przypadki, które mają podważać skuteczność działania amantadyny to naprawdę nie posiada Pan argumentów.

Samodzielnie Viregyt-k był skuteczną metoda leczenia w 2020 roku ale obecnie mamy do czynienia z mutacjami znacznie przyśpieszającymi rozwój stanów chorobowych i lek ten nie wystarcza do  zwalczenia skutków koronawirusa; potrzeba jeszcze dodatkowych działań medycznych.

Kolejny Pański przykład także jest zupełnie niefortunny, podał Pan:

Michał Janczur:

Pacjent rocznik 1956:

- 16.11.2020: realizacja recepty amantadyna (wystawiona 15.11.2020)
- 17.11.2020: zgon

Panie redaktorze: Proszę zobaczyć, że realizacja recepty nastąpiła na dzień przed śmiercią. Naprawdę nie jest Pan w stanie takimi przykładami przekonać mojej osoby do swojego stanowiska. Przez takie osoby jak Pan, osoby zapadające na COVID są nieprzygotowane na chorobę, gdy ona następuje wtedy realizują receptę gdy już ich stan jest agonalny, na przykład na dzień przed śmiercią...

Michał Janczur: "- To nie lekarz tylko biznesmen - mówi nam anonimowy medyk z Przemyśla, który wylicza, że doktor Bodnar oprócz własnej przychodni prowadzi też restaurację, wchodzi także w hotelarstwo. Mój rozmówca twierdzi, że jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze."

 Panie redaktorze: Pańskiego rozmówcę, nie powinny interesować czyjeś środki finansowe. To nie jego sprawa, wścibstwo i natrętna ciekawskość; a Pan redaktor o tym napisał w ogólnopolskim artykule. Jeżeli ktoś spędził wiele lat na nauce zawodu, to ma prawo do wynagrodzenia - tym bardziej, że robi to bardzo dobrze. Ludzie są zadowoleni z jego pracy. W. Bodnar ma prawo do zapłaty za swoją pracę tak jak każdy inny lekarz. Napisał Pan, że doktor oprócz własnej przychodni prowadzi restaurację i wchodzi w hotelarstwo. Nie brał Pan pod uwagę innej rzeczy. Jak ktoś taki jak doktor Bodnar przyjmuje pacjentów z koronawirusem to bardzo odstrasza potencjalnych klientów od korzystania z jego restauracji lub hotelu. Taki właściciel ryzykuje stratami i szybkim bankructwem. Pewna osoba, która była w jego przychodni powiedziała mi, że inne gabinety świecą pustkami. W. Bodnar przyjmując chorych na COVID zarazem traci innych pacjentów. A w tym czasie trzeba wszystko utrzymać, płacić podatki, wynagrodzenia, koszty remontów. Przykre, że dostrzega Pan redaktor tylko jedną stronę, a nie widzi drugiej. Nikt Panu redaktorowi nie wytyka tego, że artykuł napisał Pan dla pieniędzy, chociaż taka właśnie jest prawda - jest Pan przecież dziennikarzem.

W tym miejscu też został wypunktowany system lecznictwa. Dlaczego akurat ten lekarz odkrył nowatorską metodę leczenia covid a nie dokonał tego którykolwiek z innych, tysięcy lekarzy zatrudnionych w naszym kraju? Dlaczego też nie ma on licznego w tym gronie poparcia? Moim zdaniem lekarze boją się w podejmowaniu ryzyka. Są nauczeni reagować zachowawczo na nowinki, które nie wywodzą się ze ściśle określonych środowisk. Utrata licencji do wykonywania zawodu to z ich punktu widzenia poważany problem. Zarzuty stawiane przez organy kontrolne, profesorów, wpływowych lekarzy są także potencjalnie niemiłym zagrożeniem. Tysiące lekarzy nie wyjdzie nawet o jotę aby zastosować jakąś nowatorską metodę leczenia. Jakiekolwiek wyjście naprzeciwko takiej metodzie zaraz zostaje storpedowane. Takiemu lekarzowi zarzuca się łamanie prawa, eksperymentowanie na ludziach, łamanie etyki zawodowej, chciwość itp. Jestem przekonany, że gdyby Chińczycy w 2019 roku powiedzieli, że amantadyna może być stosowana w leczeniu COVIDU to w Polsce ta metoda byłaby najprawdopodobniej powszechnie stosowana.

 Michał Janczur: "Prof. Flisiak nie pozostawia złudzeń, że praktykom stosowanym między innymi przez doktora Bodnara jest bardzo przeciwny. - Przepisywanie dorosłym leku we wskazaniu, które nie jest zawarte w charakterystyce produktu leczniczego poza eksperymentem medycznym, jest przestępstwem."

Panie profesorze: spodziewałem się, że naukowiec poda wiele infomracji medycznych takich jak budowa koronawirusa, jego słabe i mocne punkty, następnie skład chemiczny amantadyny, wiązania cząstek oraz przekonująco wykarze, że nie ma takiej możliwości aby amantadyna skutecznie eliminowała wirusa. W zasadzie to co Pan powiedział nie ma większego sensu bo o sytuacji prawnej ludzie i lekarze są raczej poinformowani. Stał się Pan prawnikiem a nie naukowcem. Zszedł Pan z gruntu naukowego. Nie ma Pan argumentów?

Michał Janczur: "Rzecznik szpitala w Przemyślu przyznaje, że zdarzają się im pacjenci leczeni amantadyną. - Nasze doświadczenia są takie, że pacjenci podejmowali próby leczenia amanatadyną, ale nie przynosiły efektu, a choroba postępowała. Wszyscy wymagali leczenia tlenem, niektórzy trafiali pod respirator."

Panie redaktorze: Ale nadal nie wiemy czy lekarze leczyli pacjenta już tylko z powikłań wywołwanych wirusem czy też walczyli zarówno z powikłaniami jak i wirusem. Według doktora Bodnara amantadyna oddziałuje na samego wirusa ale nie leczy stanów zapalnych przez niego wywołanych. Stany zapalne mogą postępować.

Michał Janczur: "prof. Rejdak i podobnie jak prof. Flisiak niebezpieczeństwo widzi w podchodzeniu do amantadyny jak do cudownej pastylki, która wyleczy zapalenie płuc czy postawi na nogi pacjentów z postępującym COVID-19".

Panie redaktorze: Amantadyna działa wyłącznie na wirusa. Stany zapalne przez niego wywołane trzeba leczyć innymi lekami. Doktor Bodnar leczy powikłania antybiotykami.

Michał Janczur: "Do Rzecznika Odpowiedzialności Zawodowej przy Radzie Lekarskiej trafiają kolejne skargi. - Nie mogę rozmawiać na temat toczących się postępowań. Mogę potwierdzić jedynie, że trafiły do nas trzy skargi związane ze stosowaniem amantadyny."

Panie Michale: Bardzo przykro gdy ludzie donoszą służbą państwowym na siebie. Z uwagi na to, że nawet nie wiadomo jaka jest treść tych doniesień, trudno jest je skomentować. Mogą to być poważne przypadki albo też złośliwe pomówienia. Tego nie wiemy. Jednak 3 przypadki na ponad 3 tyś. leczonych osób, to raczej niewielka ilość.

Michał Janczur: Gdy tylko poszła informacja, że są skargi na doktora, pojawiała się odpowiedź. - Mieliśmy mnóstwo maili broniących doktora. Pisali jego rzekomi pacjenci, prosząc, by nie robić mu krzywdy - przyznaje rzecznik.

Panie Michale: Dlaczego napisał Pan o jego "rzekomych" pacjentach? Ludzie autentycznie są wyleczeni, może warto aby Pan porozmawiał z pacjentami?

 

Na zakończenie podam jeszcze kilka moich uwag.

Przez sprawę doktora Bodnara zauważyliśmy jak opieszale funkcjonuje nasz system zdrowotny. Przeprowadzenie badań nad skutecznością amantadyny w leczeniu COVID-19 bardzo się przedłuża. Epidemia być może dochodzi do swojej fazy szczytowej, za dwa lata może nawet się zakończy. Wyników nadal może nie być. Przez ten okres ludzie muszą samodzielnie podejmować decyzję. Mnie aktualnie przekonuje doktor Bodnar. Osobiście nie mogę ze 100% pewnością stwierdzić, że viregyt-k na pewno pomaga. Wydaje mi się, że tak, bo kilka argumentów na to wskazuje. Jednak faktem jest, że całościowe leczenie dra Bodnara okazuje się skuteczne. Ludzie wahają się czy stosować amantadynę w leczeniu covid. Podejrzewam, że część z nich zażywa lek późno, gdy już stan chorobowy jest zaawansowany. W takim stanie też pewnie przyjeżdżają do dra Bodnara, co utrudnia mu pracę i może wpływać na statystyki. Mielibyśmy lepszy ogląd gdyby ministerstwo analizowało statystyki w kontakcie z doktorem W. Bodnarem a nie z dziennikarzem prasowym. Wtedy zarówno pacjenci byliby gotowi na udostępnianie takich danych jak i wyniki analiz mogłoby być intrygujące. Ludzie powinni mieć jednak zawsze wybór w metodzie ich leczenia.

 

 

 

 

 

Galeria zdjęć

poradnia przemyśl.jpg